Publikacje

Zapraszamy do obejrzenia naszych krótkich filmów instruktażowych: jak odnajdywać bolesność poszczególnych mięśni i jak w prosty sposób im zaradzić:

Chcesz zobaczyć jak powinna wyglądać rozluźniona w stępie łopatka konia? Zajrzyj poniżej:

Nasze „5 minut” w mediach:

Książka „Masaż konia receptą na zdrowie!” – zapraszamy do zakładki :KSIĄŻKA

Artykuły mojego autorstwa możecie znaleźć w następujących pismach:

Biznes weterynaryjny 12/2011 – Fizjoterapia koni nie gryzie

Gallop 10/2012 – M jak masaż!

Gallop 11/2012 – M jak masaż!, część 2

Gallop 12/2012 – M jak masaż!, część 3

Gallop 1/2013 – M jak masaż!, część 4

Gallop 2/2013 – M jak masaż!, część 5

Gallop 3/2013 – M jak masaż!, część 6

Koń Polski 12/2009 – Masaż, to nie „czary”

Koń Polski 8/2010 – Lepiej masować niż leczyć

KT 10/2011 – Masować każdy może, ale…

KT 11/2011 – Raz, dwa, trzy… rozciągamy!

KT 12/2011 – Masuj i ty!

KT 1/2012 – Masuj i ty! Dokończenie

KT 5/2012 – Za kulisami

KT 6/2012 – Walki międzyplanetarne

KT 9/2012 – Stajenne SOS

KT 9/2012 – Czy masaż ma właściwości lecznicze?

KT 12/2012 – R jak rekreacja, R… jak raj na ziemi

KT 7/2013 – Diabeł tkwi w szczegółach

KT 8/2013 – Diabeł tkwi w szczegółach, część II

KT 9/2013 – Diabeł tkwi w szczegółach, część III

KT 10/2013 – Diabeł tkwi w szczegółach, część IV

KT 11/2013 – Diabeł tkwi w szczegółach, część V

KT 12/2013 – Diabeł tkwi w szczegółach, część VI

KT 1/2014 – Diabeł tkwi w szczegółach, część VII

KT 2/2014 – Diabeł tkwi w szczegółach, część VIII

KT 3/2014 – Diabeł tkwi w szczegółach, część IX

A poniżej do poczytania kilka tych, które ukazały się w internecie i lokalnej prasie:

Artykuł dla Firmy You & Your Horse:

Kiedy Twojego konia bolą plecy

Bez pleców podobnie jak bez kopyt, nie ma konia. Zdrowy grzbiet jest tako samo ważny jak dobrze prowadzone kopyta. To plecy w głównej mierze noszą cały ciężar jeźdźca i ekwipunku, który czasem waży 100 kg – czyli około 20% masy samego konia. Aby koń pozostawał w dobrej formie przez cały czas, plecy należy sprawdzać regularnie. Najlepiej po każdej jeździe i tuż przed. Już po kilku badaniach palpacyjnych dojdziemy do wprawy i badanie będzie trwało dosłownie kilkadziesiąt sekund – to chyba niewiele w porównaniu z korzyścią, jakie przyniesie.

Dlaczego należy badać końskie plecy regularnie?

Bolesność grzbietu może pojawić się nagle. Nawet, jeśli mamy prawidłowo dopasowane siodło, dobrze siedzimy w siodle, a nasz koń jest umięśniony, to wcale nie oznacza, że kłopoty z placami nas ominą. Czasem wystarczy ostrzejszy trening, źle postawiona jedna noga czy przeciąg, aby mięśnie pleców zaczęły reagować boleśnie na dotyk. Jeśli nasz koń zacznie odczuwać ból i dyskomfort w obrębie grzbietu, zacznie nieodpowiednio balansować ciałem. Nieleczony grzbiet może doprowadzić do okulawienia konia.

Jak sprawdzamy końskie plecy

Aby mieć pewność, że cały grzbiet jest w dobrej formie, należy go przebadać w każdym punkcie na całej długości. Czasem bolesność występuje tylko w obrębie kłębu albo lędźwi. Sprawdzamy grzbiet na 3 płaszczyznach:

– tuż przy wyrostkach kolczystych

– w połowie szerokości pleców

– w dolnej części pleców – tuż przy żebrach

Badanie zaczynamy od delikatnego ucisku – nigdy nie wbijamy gwałtownie palców ani innych ostrych przedmiotów w plecy! Jeśli przy delikatnym ucisku nie ma żadnej niepożądanej reakcji – zesztywnienie mięśni, drganie skóry, ruch uszami i głową konia, wtedy możemy zwiększyć ucisk – oczywiście do granic rozsądku.

Co zrobić jeśli grzbiet reaguje bólowo na dotyk?

Jeśli bolesność jest duża – koń się ugina od delikatnego ucisku, należy zrezygnować z treningu i jak najszybciej poprosić o pomoc fizjoterapeutę. Zanim dotrze do nas specjalista, trzeba umieścić konia w ciepłym i nieprzewiewnym miejscu i okryć konia derką polarową( poza oczywiście okresem letnim ). Dodatkowo możemy konia wspomóc rozgrzewając plecy wcierką bądź maścią rozgrzewającą. Możemy śmiało zastosować maść z arniką, która delikatnie rozgrzeje mięśnie, ale nie przepali skóry. Solarium bądź zwykła lampa rozgrzewająca także będą pomocne.

W większości problemów z plecami fizjoterapia jest wystarczająca i skuteczna w 100%. Należy jednak mieć na uwadze, że im dłużej koń miał problemy z plecami, tym dłużej będzie trwała rehabilitacja. Aby była ona skuteczna i szybka, należy na cały okres leczenia odstawić konia od pracy pod siodłem. W ramach treningu– nie wolno rzecz jasna pozbawić konia ruchu i zamknąć go w boksie – należy konia lonżować – najlepiej na podwójnej lonży albo zapewnić ruch w karuzeli bądź w ręku. Poza masażem pomocne mogą być ultradźwięki i magnetoterapia – stosuje się jednak jako wspomaganie a nie zastąpienie terapii namualnej.

W skrajnych przypadkach niezbędna będzie pomoc weterynarza. Kiedy koń reaguje panicznie na dotyk, wykonanie masażu może być niemożliwe. Wtedy trzeba podać środki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Nie traktujmy ich jednak jako leku na całe zło. Mają one za zadanie znieczulić mięśnie, aby można było wykonać terapię manualną.

Jak prawidłowo dbać o końskie plecy?

Abyśmy mogli użytkować naszego konia przez wiele lat zachowując go w dobrej formie, należy zadbać przede wszystkim o prawidłowo dopasowane siodło. Dobrze dopasowane siodło to podstawa. Jeśli będzie ono za ciasne bądź za duże obetrze i spowoduje trwałe uszkodzenia w ciele. Musi także przylegać równomiernie na całej swojej długości, aby nie spowodować punktowego docisku ciężaru.

Konsekwencje źle dopasowanego siodła to nie tylko bolesność grzbietu. W skrajnych przypadkach spowodujemy zwyrodnienie mięśni pleców, osłabienie ich elastyczności – a tym samym zmianie ulegną struktury kostne – tzw. kissing spine – czyli stykające się wyrostki kolczyste. Asymetria stron ciała, kontuzje nóg czy problemy z szyją – to także efekt długotrwałego zaniedbywania problemów z plecami.

Jak powinny wyglądać zdrowe plecy?

Mięśnie grzbietu muszą być dobrze rozwinięte – tzn. musi ich być dużo objętościowo. Jeśli patrzymy na konia z boku i widzimy, że grzbiet jest zapadnięty i kość krzyżowa się odznacza na tle grzbietu, możemy być pewni, że mięśni jest za mało. Jeśli w górnej granicy pleców widzimy przede wszystkim wyrostki kolczyste, to także znak o zbyt słabym rozbudowaniu. Jeśli przyłożymy dłoń do łopatki i pleców jednocześnie, przestrzeń pod naszą dłonią powinna być wypełniona mięśniami. Generalnie braki w umięśnieniu widać już gołym okiem. Jeśli jednak macie wątpliwości można się skonsultować ze specjalistą dietetykiem bądź fizjoterapeutą, czasem wystarczy wprawne oko trenera. Dotyczy się to oczywiście koni pracujących. Konie młode, dopiero co zajeżdżone, mają prawo mieć słabszą muskulaturę.

Plecy nie powinny także reagować na mocniejsze badanie palpacyjne. Jeśli są w pełni rozluźnione dopiero test ostrzejszym przedmiotem – np. plastikową częścią kopystki, powinien dać wynik pozytywny i jest to reakcja jak najbardziej prawidłowa. Tak zwana reakcja fizjologiczna organizmu. Jeśli przejeżdżamy po plecach z duża siłą, a plecy nie reagują w żaden sposób, mamy o wiele poważniejszy problem niż przy samej bolesności. Brak jakiejkolwiek reakcji świadczy o nieprawidłowym przewodnictwie nerwowym i zwłóknieniu mięśni.

Jak dbać o plecy w treningu?

Przede wszystkim zanim zaczniemy właściwy trening należy dobrze konia rozgrzać – we wszystkich 3 chodach, na długiej wodzy w półsiadzie. Idealnym jest rozruszanie konia w karuzeli bądź na lonży zanim wsiądziemy my. Warto także poświęcić kilka minut na rozmasowanie pleców przed osiodłaniem. Wystarczy kilka minut masażu wzdłuż włókien mięśniowych – w kierunku od kłębu do zadu – aby wstępnie rozgrzać plecy. Równie istotny jest czas rozluźnienia po treningu. Konia należy porządnie występować na długiej wodzy z głową w dół, aby plecy się rozciągnęły.

Warto wdrożyć w plan treningowy stretching – czyli rozciąganie. Należy jednak pamiętać, że konia rozciągamy po treningu i tylko wtedy, kiedy nie ma żadnych bolesności mięśni.

Artykuł www.zabookuj.pl:

Ale czy ta fizjoterapia jest koniom w ogóle potrzebna?

Przez wiele setek lat człowiek eksploatował konie bez użycia specjalistycznych zabiegów i jakoś egzystowały. Po co je wydelikacać, w końcu to silne, duże zwierzęta, które świetnie sobie radzą nawet w spartańskich warunkach… To na pewno kolejny sposób na wyłudzenie pieniędzy od właścicieli!

Uwaga! Jeżeli w powyższym akapicie znalazłeś choć jedno stwierdzenie, z którym się zgadzasz, oznacza to, że albo nie jesteś wtajemniczony z końskie tematy, albo nie wierzysz w działanie fizjoterapii. Wszystkim laikom i sceptykom zaraz skrzętnie wytłumaczę potrzebę stosowania fizjoterapii wśród koni.

W sporcie, jakim bez wątpienia jest jeździectwo, mamy do czynienia z samymi sportowcami…bo koń to nie: rower, narty, rakieta tenisowa czy kij golfowy. Koń, choć służy nam jako narzędzie do wykonywania sportu, jest na nasze podobieństwo żywą istotą, która myśli, czuje, ma czasem gorszy dzień, czasem jej się nie chce, a bardzo często nawet nie ma siły, by wykonywać dane elementy, które z góry zostały założone do wykonania.

Fizjoterapia jest w pewnym sensie weterynarią alternatywną, dlatego do jej wykonania wybierajmy dobrych fachowców, którzy nie wyrządzą koniowi krzywdy

Aby ułatwić Wam zrozumienie końskich potrzeb, porównam je do samochodu. Może nie jest to zbyt wymyślne z mojej strony, ale oba mają wiele podobieństw, w końcu w samochodzie też mamy do czynienia z końmi, tyle tylko, że mechanicznymi.

Samochód, aby mógł sprawnie służyć jako środek naszego transportu ( kiedyś do tych celów używano wyłącznie koni), potrzebuje stałej ingerencji człowieka. I tak w bardzo infantylny sposób powiem, że: paliwo to dla koni pasza – coś bardzo podstawowego, bez jedzenia ani jedno, ani drugie nie pojedzie; przegląd coroczny w stacji kontroli pojazdów to taka kontrolna wizyta weterynarza – szczepienia, odrobaczanie – mała rzecz, a jednak bardzo istotna; oddanie auta do mechanika, bo odmówiło posłuszeństwa, jest adekwatne do leczenia konia przy urazach, kolkach bądź innych przypadłościach; aby sprawnie poruszać się autem potrzebujemy dobrych opon – kowal i podkowy są końską alternatywą; mycie, polerowanie, odkurzanie, woskowanie – to codzienna pielęgnacja sierści, grzywy i ogona; a co z wymianą płynów i oleju? Kiedy nie wykonamy tego na czas, zatrzemy silnik, zniszczymy hamulce i dalsza eksploatacja auta będzie utrudniona. Tak samo jest w przypadku koni – silnik to mięśnie i układ kostny, kiedy są przegrzane, zmęczone, nadwerężone, nie mają odpowiedniego „smarowania” możemy poprzez dalszą eksploatację doprowadzić do ich trwałego uszkodzenia. I w tym właśnie miejscu powinna się pojawić szeroko – pojęta fizjoterapia.

Mięśnie, aby mogły prawidłowo funkcjonować – wykonywać swoją pracę, muszą być odpowiednio rozluźnione i posiadać optymalne pH. W trakcie skurczów i rozkurczów – czyli wykonania przez nie pracy, zachodzi w nich szereg zmian biochemicznyc. Aby mięsień mógł wykonać maksymalny zakres swojej pracy, musi mieć do tego odpowiednie warunki. Do każdej komórki musi być dostarczony tlen, a powstałe w wyniku przemian metabolicznych substancje muszą zostać usunięte, aby nie zakłócić gospodarki komórki, a tym samym całego mięśnia. Jak wiemy cały układ kostny jest podtrzymywany przez mięśnie i ścięgna, co się więc stanie, jeśli układ mięśniowy nie da sobie rady? Dochodzi do złamań, zwyrodnień poprzez nadmierną eksploatację danych partii ciała, przesunięcia kręgów i kości, zapalenia okostnej, wypadania główki kości ze stawu. Jak widzimy, konsekwencje mogą być bardzo poważne.

Aby nasz koń w pełni sprawnie poruszał się przez cały okres użytkowania należy zadbać o regularną wymianę oleju. Fizjoterapia w ramach codziennej pielęgnacji usprawni pracę mięśni. Fizjoterapia, pomimo tego, że u ludzi stosuje się ją już ponad wiek, jest w dalszym ciągu niedoceniania. Korzyści z jej stosowania czerpały już starożytne cywilizacje. Obecnie zaufanie do fizjoterapeutów rośnie, wizyta u lekarza ortopedy zaczyna być zbędna – oczywiście, jeśli nie doszło do naruszenia układu kostnego. Wykwalifikowany fizjoterapeuta jest w stanie sam trafnie ocenić problem, znaleźć źródło bólu, zastosować terapię – manualną bądź za pomocą specjalistycznych urządzeń, a także zalecić ćwiczenia wspomagające terapię, które możemy wykonać na własną rękę w domu. Fizjoterapeuci mają przewagę nad lekarzami, którzy traktują pacjentów bardzo szablonowo. Nie możemy ich za to winić, gdyż taki a nie inny mamy system szkolnictwa wyższego w Polsce. Nie traktują pacjenta indywidualnie, nie doszukują się ewentualnych przyczyn problemów, przysłowiowo „rzucą okiem”, przepiszą receptę na środki przeciwbólowe i tyle… Taka sytuacja ma również miejsce w końskim światku. Bardzo często, nie twierdzę, że zawsze, ale dochodzi do konfliktu interesów między wetem a fizjoterapeutą. Weterynarz chce podać kolejną dawkę sterydów, a fizjoterapeuta chce zastosować metody manualne w leczeniu. I kto ma rację?

Wszystko zależy oczywiście od stanu zdrowia konia i od długości trwania problemu. W terapiach manualnych bardzo ważny jest czas reakcji. Jeżeli zauważymy niepokojące objawy, należy bezzwłocznie sprawdzić przyczynę bólu. To, że konie nie potrafią mówić bardzo „ułatwia” nam ludziom mylną ocenę sytuacji. Kiedy zwierzę odmawia posłuszeństwa, gryzie nas przy zakładaniu siodła, nie chce się wygiąć w jedną stronę, ma problemy z rozluźnieniem, to znak, że coś go boli. Ciężko nam w to uwierzyć, bo przecież gdyby był poważny problem, to koń bez wątpienia zacząłby kuleć. Nic bardziej mylnego! Odnieśmy tą sytuację do nas samych. Każdy z Was, jeżeli kiedykolwiek uprawiał sport – a skoro jeździcie konno, to każdy, miał kiedyś zakwasy lub stłuczenia, był obolały po długim, ciężkim treningu. Jaka jest nasza pierwsza reakcja na ból? Jeżeli nie jest to nic poważnego, dalej funkcjonujemy, natomiast unikamy dodatkowych obciążeń obolałego miejsca. Jeśli boli nas prawa noga, będziemy stawiać kroki tak, aby większy ciężar opierał się na lewej nodze. Z końmi jest tak samo! Wszystko zależy oczywiście od ambicji danego zwierzaka i jego indywidualnego progu bólu, natomiast w przypadku dyskomfortu w jednej partii ciała, koń będzie sobie równoważył balans dociążając kończynę po przekątnej. Na nasze szczęście my sami decydujemy o tym, czy będziemy jeździć na drugi dzień. Jeżeli mamy silne zakwasy, raczej odpuścimy trening, konie nie mają tego szczęścia, gdyż nie potrafią odpowiednio dosadnie informować nas o tym, co im dolega. Każdy doświadczony jeździec wie, kiedy je zwierzę jest w gorszej czy lepszej formie. Potrafi wyczuć nawet najmniejsze zmiany w elastyczności chodu czy przepuszczalności w pysku. Niestety większość jeźdźców nic nie robi z tymi informacjami. Gdyby koń za każdym razem mówił AŁA!, kiedy sprawiamy mu ból, na niejednej ujeżdżalni zawrzałoby od końskiego narzekania. Nie chodzi tu wcale o radykalne środki i całkowite odstawienie koni od pracy – do tego w końcu zostały udomowione. Należy jednak mieć na uwadze cienką granicę pomiędzy dyskomfortem a dokuczliwym bólem. Konie nie zawsze pokazują ból kulawizną. W większości przypadków ambitnie przenoszą ciężar na inną nogę – w końcu mają ich aż 4. Jeśli jednak nie zadziałamy na czas i nie ulżymy mu w cierpieniu na samym początku piramidy, potem może być za późno, gdyż problemy pójdą lawinowo. W większości przypadków kulawizn, z którymi mam do czynienia, to stare, zaprzeszłe problemy. Koń kuleje na prawą przednią nogę, a tak naprawdę źródłem tych wszystkich problemów jest prawa tylna noga, która bolała konia 3 lata wcześniej. Po drodze zostały uszkodzone struktury w pozostałych dwóch kończynach poprzez dociążanie.

To od nas – opiekunów, jeźdźców, przyjaciół koni – zależy czy i kiedy wezwiemy pomoc. Czasem wystarczą mało inwazyjne zabiegi w ramach profilaktyki, ćwiczenia w ramach treningu, czy jeden dzień przerwy, aby ból ustąpił i koń mógł w pełnym komforcie wykonywać dalszą pracę. Im większe stawiamy wymagania, poddajemy koński organizm wyczerpującym zadaniom, tym konsekwencje będą bardziej poważne. Aby koń mógł bez kontuzji służyć nam długie lata, musi być do tego odpowiednio przygotowany. Nie możemy dopiero co zajeżdżonego 2 latka ( o zgrozo takie historie się zdarzają!) zabrać na kilkudniowy rajd by nabrał pokory… Jego mięśnie nie są przygotowane na taki wysiłek, a układ kostny w pełni rozwinięty. Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku koni sportowych, które bardzo często pracują w „pocie czoła” bez dnia wytchnienia. Mięśnie do prawidłowego rozwoju potrzebują zbilansowanego trybu pracy! Po większym wysiłku należy im się odpowiedni długi okres odpoczynku – wbrew pozorom nie chodzi tutaj o wstawienie konia na 23 h do boksu! Aby pH mięśni wróciło do optimum, należy konia odpowiednio długo stępować (więcej niż 15 minJ ) bądź zapewnić mu swobodny ruch. Stąd tak ważne w utrzymaniu koni są pastwiska, które powinny być nieodłącznym elementem każdej stajni. W moim zawodowym życiu miałam już kilkakrotnie do czynienia ze skrajnie zakwaszonymi mięśniami, nie były to wcale mięśnie pleców czy szyi. Sztywne i obolałe były wszystkie mięśnie, nawet te, które bezpośrednio nie biorą udziału w lokomotoryce. Przyczyną takiego stanu był intensywny trening – zbyt intensywny jak dla danego osobnika z racji wieku czy kondycji – a także brak ruchu poza treningiem. Produkty przemiany materii, które powstawały w trakcie pracy nie zostały prawidłowo usunięte, co ujawniło się bólem i sztywnością. To tylko przykład profilaktyki, na co dzień, która zminimalizuje skutki przeciążeń powstałych w trakcie użytkowania. Wydawałoby się oczywista oczywistość, ale nie każdy o tym pamięta.

W związku z coraz większymi wymaganiami, jakie stawiamy naszym wierzchowcom, musimy pamiętać o dodatkowym wspomaganiu ich organizmu – absolutnie nie mam tu na myśli środków dopingujących! Konie w naturze nie miały problemów z plecami, ze ganaszowaniem szyi czy podstawianiem zadu. Nikt nie wymagał od nich skoków przez przeszkody, często tak wysokich jak one same, nie zmuszał do ciągłego biegu na dystansie 150 km czy pracy w ciągłym zebraniu. To my, ludzie, zmuszamy ich ciało do wykonania ekstremalnego wysiłku w nienaturalnej pozycji. Nie neguję całego sportu jeździeckiego, gdyż sama posiadam konia, a jazda na jego grzbiecie jest jedną z największych przyjemności, jaką można w życiu doświadczyć. Chcę tylko zwrócić Waszą uwagę na potrzeby koni, nie tylko te bytowe takie jak jedzenie i picie, ale te potrzeby, które powstały w wyniku ich użytkowania przez człowieka. Fizjoterapia to nie jest zabieg SPA, który jako coś dodatkowego i zbytecznego może uszczęśliwić naszego konia. To konieczne minimum, które utrzyma naszego konia w zdrowiu i kondycji. Bardzo dużo mówi się o dobrostanie koni, o tym jak powinna wyglądać i funkcjonować stajnia, jak powinien być prowadzony trening. Czas najwyższy, aby do określenia „Dobrostan koni” wprowadzić nowe pojęcie. Fizjoterapia koni powinna być nieodłącznym elementem ich dobrostanu! Najlepsza pasza, najładniejsze derki czy największy boks nie zastąpią rehabilitacji, której potrzebuje 99,9 % koni użytkowanych przez człowieka. Świadomość jeźdźców w naszym kraju mocno się rozwinęła w ciągu ostatnich lat. Daleka jeszcze droga przed nami, wiele lat upłynie zanim powstanie pierwsze centrum rehabilitacji koni ze specjalistami z prawdziwego zdarzenia, póki jednak nie dysponujemy basenami z wodą morską, możemy korzystać z tego, co najprostsze i w zasięgu naszej ręki. Najważniejsze jest czujne oko właściciela, świadomy dotyk i postrzeganie konia jako istotę żywą, a także szybka reakcja w przypadku zauważonych nieprawidłowości. Czasami wystarczy wetrzeć maść rozgrzewającą, schłodzić obolałe miejsce, dać chwilę oddechu, a koński organizm szybko poradzi sobie z bólem i dyskomfortem.

Artykuł w lokalnej prasie „30 minut”

To konie się masuje…?!

Mówi się, że ludzie z pasją żyją dłużej, a ludzie, których pasja jest pracą, już nigdy w życiu nie przepracują ani jednego dnia… Paulina Puchała jest jedną z tych szczęśliwych ludzi, którym udało się w życiu połączyć i pasję i pracę. O Paulinie i jej niekonwencjonalnym zawodzie dowiedziałem się przypadkiem, stojąc na czerwonym świetle na jednej z miejskich krzyżówek. Moją uwagę przykuł napis na klapie jej czarnego kombi: Masaż koni… I pierwsze pytanie jakie sobie zadałem brzmiało właśnie : „To konie się masuje?”

Przyznam szczerze, że przez myśl by mi nawet nie przeszło, że konie się też masuje. Skąd taki pomysł na biznes i jak wygląda taki zabieg?

– Już jako dziecko chciałam zostać lekarzem weterynarii, niestety moje plany się pokrzyżowały i wyjechałam do pracy do Skandynawii. Tam miałam styczność z masażem koni po raz pierwszy. Zrobiłam badanie polskiego rynku i okazało się, że w naszym kraju nie ma specjalistów w tej dziedzinie. Postawiłam wszystko na jedną kartę, zrobiłam szkołę w Szwecji i dwa lata temu wróciłam do Polski. Traktuję moją pracę, nie jako biznes, choć sprawy formalne są typowe dla działalności gospodarczej, ale jako pasję, która daje mi ogromną satysfakcję i spełnienie. Nie ma nic piękniejszego niż koń, który po kilku wizytach powraca do formy i właściciel, który nie kryje łez wzruszenia. Konie tak jak sportowcy, potrzebują rehabilitacji, w pracy pod siodłem dochodzi do ogromnych przeciążeń organizmu. Masaż konia wygląda podobnie jak ludzki, pracuję używając wyłącznie siły własnych rąk, pacjent jest tylko większy i masuję go na stojąco.

Konie to przecież duże i silne zwierzęta, poddają się tak łatwo zabiegom, nie protestują?

– Wszystko zależy od tego, w jakim stanie jest pacjent. Jeśli jest mocno obolały, to nie kryje swojego niezadowolenia. Zdarzyło mi się, że odwdzięczył się za masaż ugryzieniem, albo próbą kopnięcia, jednak techniki, jakie stosuję, są bardzo inwazyjne i sam masaż może boleć. Jednak już dwa dni po zabiegu konie są w świetnej formie. Większość pacjentów stoi spokojnie i „delektuje się” ugniataniem, oklepywaniem i głaskaniem mięśni.

A czy poza tą „pasją” masz jeszcze czas na inne zainteresowania?

– Jasne! Jestem osobą wszechstronnie ciekawą świata. Moja praca nie jest zamknięta w ramy czasowe. Sama jestem sobie szefem i decyduję, kiedy będę pracować, a kiedy poświęcę czas na inne przyjemności. Mam swojego konia, na którym jeżdżę w teren na spacery i psa, który wymaga ciągłego zainteresowania. Oprócz tego w zależności od pory roku, gram w golfa, jeżdżę na nartach czy wędkuję…. Śmieję się czasem, że doba powinna mieć 30 godzin, z czego każda godzina przynajmniej minut 100 J Życie jest tak pasjonujące samo w sobie, że trudno mi odmówić sobie chwil spędzonych na łonie natury, kiedy warunki są iście sprzyjające.

A jakie są Twoje najbliższe plany zawodowe? Rozumiem, że jako osoba ambitna nie spoczniesz na laurach?

– Fakt, planów mam bardzo dużo na najbliższe miesiące i przyszły rok. Prawie wszystkie dotyczą mojej firmy, m.in. wydanie kolejnej książki, tym razem dotyczącej stricte mojej profesji. Jednak żadne z moich przedsięwzięć nie mogłoby być zrealizowane, gdyby nie wsparcie najbliższych. To oni zajmują się moją „zwierzyną”, kiedy jeżdżę po Polsce i mobilizują, kiedy mam momenty słabości, a także pomagają w załatwianiu spraw biurowych i formalnych, na których nie znam się kompletnie.

Jesteś przykładem tego, że jeśli się chce coś w życiu osiągnąć, to można nawet i góry przenosić. Masz na to jakiś złoty środek?

– Przede wszystkim – nie bać się żyć!!! Ryzykować, kiedy los stawia przed nami szansę rozwoju, nie patrzeć za siebie, nie wybiegać za daleko w przyszłość, bo dalekosiężne wizje przysłonią nam to, co najważniejsze, chwile, która właśnie trwa i jest niepowtarzalna. Życzę wszystkim – szczególnie kobietom, gdyż to my, mamy przeważnie w życiu pod górkę, wytrwałości i pamiętania o tym, że my i nasz rozwój jest też niezwykle ważny. Nie jesteśmy już puchem marnym, potrafimy walczyć o swoje i zapuścić solidne korzenie, będące podstawą do spełnienia siebie w roli kobiety wszechstronnej.

Artykuł Wiadomości Świdnickie 2014:

Paulina Puchała ma nietypową pasję, która dodatkowo przerodziła się w zawód. Konie zna jak mało kto. Z powodzeniem od kilku lat masuje je w całej Polsce. Właśnie ukazała się jej najnowsza książka „Masaż konia receptą na zdrowie!”, w której szczegółowo wyjaśnia temat masażu tych zwierząt.
– Prywatnie jestem właścicielką srokatego Amigo, który był moim pierwszym pacjentem, a obecnie jest zapewne najlepiej wymasowanym koniem na świecie – mówi z uśmiechem Paulina Puchała.
Skąd zainteresowanie masażem koni? – Po raz pierwszy z masażem koni spotkałam się w Norwegii, gdzie mieszkałam przez kilka lat. Temat mnie mocno zaciekawił zwłaszcza, że wtedy w Polsce nie było jeszcze specjalistów w tej dziedzinie. Postanowiłam więc wykorzystać mój pobyt za granicą oraz wielką miłość do koni i zostać profesjonalnym masażystą – opowiada.
Okazuje się, że konie podobnie jak ludzie odczuwają ból kręgosłupa i najlepszym lekarstwem na to jest właśnie masaż. Jak mówi Paulina, koń to także sportowiec. – To zdanie powinno wyjaśnić tak naprawdę wszystko. Koń to tak jak człowiek żywy organizm, który czuje, ma gorsze i lepsze dni. Plecy są szczególnie ważnym elementem szkieletu. Mówi się, że bez kopyt nie ma konia, ja jednak wiem, że bez umięśnionych i zdrowych pleców nie ma konia. Konie w naturze nie dźwigały ciężarów na grzbiecie, to człowiek je przysposobił na swój własny użytek, dlatego powinien z dużą starannością dbać o koński grzbiet – wyjaśnia autorka książki.
Masaż czyni cuda
Na czym w skrócie polega fizjoterapia koni? – To szereg zabiegów, które usprawniają końskie mięśnie. Najbardziej efektywnym jest rzecz jasna masaż. Fizjoterapia koni nie różni się praktycznie niczym od tej ludzkiej wersji. Jedyna różnicą jest rzecz jasna pacjent, który waży niekiedy dobre 700 kg i bywa że niechętnie współpracuje z masażystą – tłumaczy Paulina Puchała.
Masaż powinien być profilaktyką uprawnianą na co dzień, by koń zachował siłę i zdrowie. – O trudności masażu decyduje zazwyczaj sam koń, który albo stoi grzecznie i poddaje się zabiegowi albo walczy ze mną i wtedy sytuacja bywa niebezpieczna. Koń przy masażu stoi na ziemi- a nie leży nieruchomo jak człowiek. Bywa, że przemieszcza się w trakcie zabiegu, próbuje kopnąć i ugryźć. Większość koni jest jednak grzeczna, wiedzą, że człowiek chce ulżyć im w bólu. Nauczyć masażu może się z pewnością każdy kto ma do tego predyspozycje fizyczne i zna konie. Koń to nie człowiek, który powie co mu dolega. Masażysta koński ma więc utrudnione zadanie. Koński fizjoterapeuta z pewnością powinien być także jeźdźcem, aby w pełni zrozumieć istotę problemów z jakimi borykają się konie – dodaje.
„Końskie zdrowie” to mit
Książka „Masaż konia receptą na zdrowie!” jako pierwsza dostępna w Polsce opisuje tak szczegółowo temat masażu. Autorka w sposób prosty i przystępny wyjaśnia końskie problemy i uświadamia, że większość użytkowanych przez człowieka koni cierpi. Stwierdzenie „końskie zdrowie” zostaje tutaj obalone. – To chyba najbardziej ironicznie stwierdzenie jakie znam. Jego autor zapewne mocno żartował, gdyż według mnie koń to chyba najbardziej wrażliwe udomowione zwierzę, jakie znam. Zdarza się, że weterynarz gości na stajni równie często jak kowal czy masażysta… – twierdzi Puchała.
Książka pokazuje, że dzięki dokładnemu opisowi wad postawy oraz najczęściej kontuzjowanych mięśni, możemy ją z powodzeniem traktować jako „apteczkę pierwszej pomocy dla mięśni”. – Po przeczytaniu z pewnością powinna znaleźć się w stajennej skrzynce z końskimi akcesoriami, by w nagłej potrzebie być pod ręką i służyć pomocą w diagnostyce i odnajdywaniu źródła bólu. Pozycja dla każdego, kto użytkuje, hoduje bądź tylko kocha i podziwia te piękne zwierzęta, którymi bez wątpienia są konie – zachęca autorka książki.
Paulina Puchała jest absolwentką szwedzkiej szkoły masażu koni Svensk Terapeut Utbildning AB. To jedyna w Polsce osoba z uprawnieniami do wykonywania masażu głębokiego – Genuin Svensk Massage. Jej nauczyciel, a zarazem założyciel szkoły, Ulf Eriksson, był pierwszym Szwedem, który zaczął wykorzystywać masaż w leczeniu koni. Swoją wiedzą i doświadczeniem dzieli się z miłośnikami koni na całym świecie. Paulina Puchała od 2010 roku w Pszennie prowadzi firmę Happy Horse Massage. Współpracuje z najlepszymi jeźdźcami wszystkich dyscyplin jeździeckich, organizuje szkolenia w ramach nauki masażu relaksacyjno-pobudzającego, opisuje swoje doświadczenia, a także istotę masażu na łamach ogólnopolskich magazynów o tematyce końskiej i weterynaryjnej. Prowadzi także wykłady na jeździeckich eventach.

Fizjoterapia koni na dobre zagościła w polskich stajniach. Jeźdźcy, hodowcy i miłośnicy koni, wiedzą, że masaż należy się także czterokopytnym sportowcom. Bo koń – podobnie jak dosiadający go jeździec – to także sportowiec. Końskie tkanki miękkie nie różnią się wiele od naszych – ludzkich, jednak masaż konia od masażu człowieka dzieli kilka podstawowych szczegółów.

To nie koń do gabinetu a masażysta do stajni….
Podstawową różnicą w pracy obydwu specjalistów – ludzkiego i końskiego – jest miejsce wykonywania zabiegów. Aby wymasować konia, trzeba czasem pokonać 600 km! Ponieważ profesjonalnych fizjoterapeutów koni jest w Polsce jeszcze niewielu, mam pacjentów oddalonych od mojego miejsca zamieszkania setki kilometrów. Odległość od stajni decyduje także o częstotliwości zabiegów, na szczęście masaż, jaki wykonuję wystarczy w najgorszym wypadku wykonać raz na kilka tygodni ( jeśli nie ma możliwości częstszych wizyt).

Cztery nogi – 4 razy więcej problemu
Konie w trakcie zabiegu masażu stoją, nie kładą się jak człowiek na wygodnym łóżku. Najlepszym miejscem do wykonania zabiegu jest koński boks, czyli miejsce, gdzie koń czuje się najbezpieczniej. Bezpieczeństwo w czasie pracy z koniem to sprawa priorytetowa. Konie bardzo różnie reagują na masaż. Większość pacjentów oczywiście stoi grzecznie i pomimo odczuwanego bólu i dyskomfortu poddają się zabiegowi. Zdarza się jednak, że koń jest niecierpliwy, kręci się, a w skrajnych przypadkach próbuje ugryźć czy kopnąć ( czasem skutecznie 🙂 ). Gabaryty konia często także stanowią problem. Drabinka jest podstawą do pracy z wysokimi pacjentami, ułatwia wykonanie zabiegu, ale bywa także niebezpieczna, więc pracując z wysokości trzeba zawsze mieć oczy dookoła głowy i wyuczyć się natychmiastowych reakcji, aby w razie zagrożenia ewakuować się nie tylko ze stołka ale i z boksu.

Francja elegancja
Pracując przy koniach – przy jakichkolwiek zwierzętach – trzeba niestety pożegnać się z nieskazitelnym wizerunkiem. Piękne paznokcie, ładny strój i świeży zapach – tak zawsze zaczynam swój dzień pracy, a kończę…no cóż – każdy ma to, co lubi 😉  Masaż koni to praca iście fizyczna w ciężkich warunkach. Kurz, brud, końskie odchody – to nieodłączny element większości zabiegów. Żeby być dobrym specjalistą, trzeba być przygotowanym na wiele przeciwności i niespodzianek. Latem – praca w 30 stopniowych upałach, zimą – przy czasem prawie zerowej temperaturze na stajni. Konie są użytkowane przez okrągły rok. Kontuzje mięśniowe nie znają dnia ani godziny. Praca przy koniach to praca w pełnym wymiarze godzin. Dzień potrafi zacząć się o 6 rano a skończyć o 23.

Nie dla mięczaków
Najczęstsze oskarżenie ze strony niedowiarków: „Konia nie da się wymasować, bo jest zbyt duży” – zawiera źdźbło prawdy. Końskie mięśnie są wprawdzie duże, ale strukturalnie są tak samo wrażliwe jak nasze. Aby jednak uporać się z wymasowaniem kilkuset kilogramów trzeba mieć krzepę. Wymasowanie całego konia to kwestia minimum godziny. W trakcie pracy ręce w większości pozycji są podniesione powyżej obręczy barkowej. Trzeba mieć ogromną kondycję, aby podołać kilku koniom w ciągu dnia. Masaż, aby był skuteczny, musi być także wykonany z pewną siłą. Głaskanie i klepanie może, co najwyżej, konia zrelaksować. Aby wspomóc mięśnie, trzeba głęboko wejść w strukturę mięśnia, a to wymaga użycia siły – oczywiście kontrolowanej.

Technika kluczem do sukcesu
Cały sekret skuteczności masażu tkwi w technice. To nieprawda, że wszystkie techniki przełożone z masażu ludzkiego na końskie ciało są wystarczające. Techniki delikatne nie są w stanie „rozbić” przewlekłych napięć mięśniowych – zwłaszcza na dużych i głębokich partiach mięśni. Aby skutecznie zmniejszyć ból i pobudzić krążenie w całym organizmie należy masować tkanki w poprzek włókien. Masaż tą techniką jest najbardziej skuteczną formą.